Niepublikowane zapiski, listy, wywiady i zdjecia Agnieszki Osieckiej z czasu ciazy i porodu. Walka o rownouprawnienie figur artystki, matki i kobiety.
Czekajac na czlowieka, Agnieszka Osiecka chciala, by jej macierzynstwo bylo chociaz troche niezwykle. Nie chciala urodzic w czasie seansu hipnotycznego. Chociaz wlasciwie byla przygotowana, miala w malej torebce skierowanie, analize WR, szczotke, krzyzyk, a w duzej - pizame, tranzystor i zielona ksiazke.
Miala po uszy ciazowej kiecki. Wciaz ta sama kiecka. Jak z sierocinca sie czula.
Cos nie wyszlo z pierwszym szpitalem. Bylo jej wlasciwie wszystko jedno, gdzie bedzie ta stajenka, czula tylko Reisefieber - zeby to juz. Byla strasznie ciekawa, jaki on bedzie, ten czlowiek.
Z drugim szpitalem tez cos nie wyszlo. Petala sie jak ta Matka Boska z murzynskich jaselek. Cztery grube Murzynki spiewaly jej: ,,No room in the hotel!" Ale sie nie przejmowala. Im mniej pompy, tym mniejsza trema.
Najgorsze byly kolezanki. Odkad byla w ciazy, rozmawialy z nia jak ze zwierzeciem. Zadna nie spytala, nad czym pracuje, tylko co ja boli, gdzie swedzi. Czula jednoczesnie i wielka pospolitosc swojego losu, i takie cos, jakby cala przyroda i caly Pan Bog nia jedna sie zajmowali.
Az do 4 lutego 1973 roku do godziny 13.55, kiedy to w asyscie pielegniarki i salowej urodzila corke. Trwalo to pare minut, ale strasznie sie wysilila i pierwszy chyba raz w zyciu nie myslala o sobie. Myslala tylko o tym dziecku, zeby wszystko robic jak trzeba. Bardziej niz wszystkie ksiazki na swiecie, dopomogl jej okrzyk poloznej: ,,Przej, przej, kochana! Ze zloscia!".
Nie od razu byla do szpiku kosci Czlowiekiem, Ktory Ma Dziecko. Kladla sie spac z oblednymi matkowatymi myslami. Ale kiedy udawalo sie jej zasnac, sen zmywal to nowe myslenie-gdakanie i budzila sie z jakas melodia z bylego dansingu, z jakims obrazkiem z Mazur pod powiekami albo w jakiejs jamie bylego strachu - budzila sie w starym ubraniu. Dopiero kiedy przynosili rano corke sztywno zapakowana jak bialy swiecony cukierek, byla po prostu zachwycona.